Leopold K. Leopold K.
2589
BLOG

WARTO ROZMAWIAĆ – zawsze i wszędzie

Leopold K. Leopold K. Polityka Obserwuj notkę 136

Aleksander Ścios stawia tezę bardzo radykalną. Uważa on, że premier Jarosław Kaczyński nie może stanąć do debaty z Donaldem Tuskiem. Uzasadnienie owej tezy znajduje odbicie w trzech podstawowych punktach:

 

  1. "Tego rodzaju debaty nie mają żadnego znaczenia informacyjnego i nie służą poznaniu myśli dyskutantów. Ich końcowe przesłanie zależne jest wyłącznie od ocen dokonywanych przez funkcyjne media. Cokolwiek zatem powie Kaczyński i jakkolwiek skompromituje się Tusk, ośrodki propagandy okrzykną zwycięzcą polityka PO.

  2. Każde wspólne wystąpienie prezesa partii opozycyjnej z premierem tego rządu, zostanie wykorzystane jako propagandowy glejt i posłuży uwiarygodnieniu polityki grupy rządzącej. Już pozytywna reakcja ludzi PO i rządowych mediów na propozycję debaty powinna wskazywać, że konfrontacja tych polityków zostanie obrócona przeciwko Kaczyńskiemu i przedstawiona w formie alibi na uwierzytelnienie fasadowej demokracji III RP.

  3. Nie można prowadzić partnerskiej rozmowy z człowiekiem, którego oskarża się o polityczną i moralną odpowiedzialność za tragedię smoleńską (…) W tym kontekście pojawia się również problem powinności człowieka honorowego. Ten bowiem nie podejmuje polemiki ani dyskusji z kimś, kto nie zasługuje na miano godnego przeciwnika, kto posługuje się fałszem, zdradą i przemocą, a z własnego państwa uczynił folwark prywaty i obcego dominium."

 

Argumentacja wydaje się być karkołomna i sprzeczna z tym, co otwarcie głosi premier Kaczyński oraz jego zwolennicy, jest swoistą pułapką, którą sam na siebie zastawił pan Ścios. Skoro bowiem państwo ma być zaprzeczeniem folwarku prywaty i dominium, to jest powinno być wspólnotą, niezależną od woli jednej osoby, w takim wypadku nie można nikogo eliminować z dyskusji, jaka powinna się toczyć nie tylko przed samymi wyborami, lecz również w trakcie kampanii wyborczej. W innym wypadku niczym nie będzie się różnił premier Kaczyński od premiera Tuska, a przynajmniej w kategoriach w których pan Ścios poddaje ocenie aktualnego premiera.

 

Dziwi mnie niezmiernie (1). W dobie pełnego przekłamania życia politycznego, przekłamania które dociera do nas z każdej ze stron, tylko i wyłącznie debata emocjonalna, zarazem w pewien sposób poważna, może dać wyborcy jasny ogląd sytuacji. Kampania wyborcza kieruje się swoimi prawami. Oczywiście, takie zdanie jest truizmem, ale wydawać się może że wielu komentatorów zapomina o tym. Jednym z praw kampanii wyborczej są obietnice bez pokrycia. I teraz pojawia się kwestia wiarygodności.

 

Z jednej strony rządy premiera Tuska można oceniać jako wiarygodne lub niewiarygodne na podstawie zestawienia obietnic z kampanii wyborczej z tym, co premier zrealizował. Każdy ma w tym względzie opinię własną, czasem życzliwą a czasem nieżyczliwą premierowi. Nie należę do ludzi, którzy obietnice wyborcze traktują z przymrużeniem oka, choć jak zaznaczyłem wcześniej, zdaję sobie sprawę z tego, że sami politycy traktują je często bez jakiejkolwiek elementarnej uczciwości. Wiarygodność pozostaje jednak kwestią podstawową.

 

Skoro więc debata niczego ma nie wnosić, musiałbym uznać, że zarówno premier Tusk jak i premier Kaczyński są niewiarygodni (nie wynika to z tego, że moje poparcie leży w innej partii, trudno bowiem o wiarygodnego lidera). Premier rządu liberalnego rozsadzający budżet i ratujący się podwyżką podatków wiarygodny być nie może. Były premier, który na zakończenie kampanii prezydenckiej w której wygłosił wiele zaskakujących tez, który stwierdza, że owe tezy nie były jego tezami tylko został wykorzystany, również niestety nie może być wiarygodny (nawet przy pozytywnej ocenie jego rządów). Szansą na jakiekolwiek przeciwstawienie się tym wizerunkom może dać właśnie debata. Ale nie taka jak była prowadzona dotychczas. Potrzeba debaty jasnej, w której obie strony będą dyskutowały ze sobą nawzajem ale również dyskusja będzie tyczyła się ich błędów, niespełnionych obietnic, nadszarpniętego zaufania.

 

Podobnie w przypadku (2). Uwiarygodnienie polityki rządu poprzez debatę z opozycją? Skoro według pana Ściosa wykluczenie opozycji z rządów jest niedemokratyczne to czy demokratycznym będzie uniemożliwienie przeprowadzenia debaty? Nie popieram wizji debat Platformy, moją wizję przedstawiłem powyżej, zgadzam się również, że debata w takiej formie jak zwykle niczemu właściwie służyć nie będzie. Nie znaczy to jednak, że premier Kaczyński nie może przejąć inicjatywy i zaproponować własnej formy debaty. Tym samym wybiłby argument unikania starcia, unikania dyskusji i to on nadawałby ton dyskusji. Debata w żadnym wypadku nie będzie uwiarygodnieniem rządu. W innym wypadku absurdem byłoby uczestniczenie posłów partii opozycyjnej w obradach Sejmu, bo przecież dyskusja nad projektami ustaw znacznie bardziej uwiarygodniałaby prace rządu niż kilka kilkudziesięciominutowych debat.

 

Także (3) zawiera w sobie tezę z którą się nie zgadzam. Dyskusję można prowadzić zawsze. Nie jest rzeczą dyshonorową wykazać, że ktoś w moim odczuciu myli się i wyciąga błędne wnioski. Jest rzeczą honorową bronić w takiej dyskusji własnych przekonań i umiejętnie wykazywać, że jest się bliższym prawdy.

 

Na koniec pozostaje mi stwierdzić, że nie mam tak radykalnie złego mniemania o Polakach. Debaty ogląda ogromna część z tych wyborców, którzy następnie idą głosować. I każdy z nich samemu wyciąga wnioski. To, że później media przedstawią coś reszcie, coś co niekoniecznie będzie zgodne z prawdą, nie oznacza, że znakomita większość nie będzie potrafiła logicznie myśleć. Dlatego trzeba rozmawiać. Zawsze i z każdym. W innym wypadku nie należy bawić się w demokrację.

Leopold K.
O mnie Leopold K.

Mówimy, jak zawsze, różnymi językami. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegają od tego zmianie, prawda?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka